- Myślę, że się zrównoważyło znakomicie. W ogóle uważam, że duet Andrzej Sikorowski - słowa, Jan Hnatowicz – muzyka, to jest naprawdę wspaniały duet twórców. Porównując piosenki z tamtych i nieco późniejszych lat i piosenki dzisiejsze, to te obecne są po prostu tak banalne, do bólu złe, z niepoprawną polszczyzną. Rozumiem, że można coś takiego stosować i że to jest niby "nowoczesne", ale to się stało niestety teraz tendencją. My w zespole zawsze szanowaliśmy słowo i myślę, że to jest odpowiedź na częste pytanie dziennikarzy - „Dlaczego te nasze piosenki się nie zestarzały, dlaczego teraz ludzie po tych 40 latach na nas przychodzą?”. Te teksty są po prostu dobre, uniwersalne, podają takie prawdy, które nie przemijają, ludzie się z nimi identyfikują i myślę, że właśnie ta równowaga między tekstem a śpiewną melodią spowodowała taki stan rzeczy. Już drugi rok obchodzimy 40-lecie zespołu, jeżdżąc z dużym powodzeniem po całym kraju z koncertami.
Trzeba powiedzieć, że te wszystkie piosenki to są odrębne historię.
- No więc właśnie, niebanalne teksty. W tej chwili młodzi ludzie nie mają obciachu i cokolwiek napiszą od razu starają się to pokazać publiczności, a chyba jednak potrzeba pewnego dystansu do własnej twórczości. Andrzej potrafi właśnie tak to zrobić, że weźmie jakiś rekwizyt, jak filiżanka na swój warsztat, i napisze wokół niego piosenkę.
Czy najpierw w pani życiu był obecny fortepian czy śpiew?
- Pianino było obecne w moim życiu od piątego roku, no i tak się zaczęło. Pochodzę z Kielc, chodziłam tam najpierw do ogniska muzycznego, potem do szkoły muzycznej. Zawsze byłam bardzo aktywna - komponowałam, pisałam teksty, te moje talenty ujawniły się już w liceum. Uczyłam się śpiewu operowego, wtedy nie było innych możliwości. Potem jednak nie zdawałam na żadne muzyczne studia tylko na ekonomię, bo rodzice uznali, że człowiek musi mieć poważny zawód, a nie tam jakieś figle - migle związane z muzyką. Tutaj jednak też zapisałam się na śpiew, ale cały czas czułam, że to nie jest to, że to nie cieszy mnie tak do końca i kiedy naprawdę siłą zostałam wciągnięta do Kabaretu Pod Budą, najpierw jako akompaniator, dopiero potem zaczęłam śpiewać. To też odbyło się całkiem przez przypadek. Boguś [Bogdan Smoleń - dop. red.] mnie usłyszał i mówił „No czemu ty dziewczyno nie śpiewasz?”. I potem to się tak szybko potoczyło, że po prostu poszło. A dzisiaj, może trudno uwierzyć, ale oprócz działalności piosenkarskiej prowadzę Fundację „Piosenkarnia” i raz do roku organizuję Festiwal Twórczości Korowód, podczas którego staram się tę piosenkę literacką hołubić. Co roku od 2008 r. wybieramy jakiegoś innego bohatera: byli nimi pan Przybora, pani Osiecka, Wojciech Młynarski, Jonasz Kofta, Andrzej Poniedzielski, Wojtek Bellon i inni. Spełniam się jeszcze w tej roli.