Zanim jednak wypłynęliście trzeba było wszystko przygotować – to logistyczne wyzwanie.
H.L. - Czyli cała logistyka zakupów, przerobienia tego jedzenia, które mamy ze sobą zabrać, ulokowanie na jachcie, to w dużej mierze było moje zadanie, no i już wtedy w grudniu musiałam na lądzie być na pełnych obrotach . Na tego typu wyprawy trzeba wszystko zaplanować, chcieliśmy w rejsie być około 100 dni, ale musieliśmy brać taki margines bezpieczeństwa, że wyprawa nam się może przedłużyć z powodów pogodowych, czy z powodu awarii, więc mieliśmy taką żelazną rezerwę na 120 dni plus jeszcze taka powiedzmy już na zupełnie czarną godzinę żywność liofilizowaną, a że zrobiliśmy to w niecałe 103 dni, no to troszkę tego jedzenia nam jeszcze zostało.
M.K. - Wiele spraw trzeba załatwić przed samym rejsem, bo jeżeli się tego dobrze nie zorganizuje to potem rejs jest po prostu nieudany.
Na czyjej to było głowie?
M.K. - Na mojej głowie. Mam taką zasadę, że musimy być samowystarczalni. W końcu znikąd pomocy, nie można cofnąć się do jakiegokolwiek sklepu, gdyby czegoś zabrakło, nie można zamówić ani prądu, ani brakującej części zapasowej. W zasadzie wszystkie istotne urządzenia na jachcie były zdublowane, a te które nie były zdublowane miały komplet części zapasowych. Mieliśmy kilka trudnych momentów, ale z każdym sobie poradziliśmy.