Pani lubi pracować w grupie.
- Tak, dla mnie jest fascynujące obserwować innych jak sobie radzą z problemami, jak wymyślają inaczej. Mamy swoją wizję wystaw i wiemy jak je zorganizować – potem przychodzą inni i zupełnie inaczej to odbierają.
Jak przed ponad rokiem startowała Pani w konkursie to rodzina nie mówiła – "po co Ci to?"
- Ja już startowałam w konkursie w 2014 roku. Potem wróciłam do Poznania, w międzyczasie zrobiłam duży projekt wystawę sztuki aborygeńskiej, która była niejako przełomowa. To był punkt kiedy ja wiedziałam, że tak chciałabym pracować, czyli duża grupa ludzi, która w projekcie była wyznaczona, to było kilkadziesiąt działań związanych z wystawą. Wtedy za namową koleżanek, stwierdziłam, że mogłabym raz jeszcze stanąć do konkursu. Byłam pierwsza, która wchodziła na przesłuchania a potem kupiłam sobie książkę i poszłam na wyspę młyńską aby odpocząć i poczekać na otwarcie wystawy w bwa prac Dobrzanieckiego, malarza z Wrocławia, którego znałam. Na tej wystawie już się dowiedziałam, że wygrałam.
- Tak, dla mnie jest fascynujące obserwować innych jak sobie radzą z problemami, jak wymyślają inaczej. Mamy swoją wizję wystaw i wiemy jak je zorganizować – potem przychodzą inni i zupełnie inaczej to odbierają.
Jak przed ponad rokiem startowała Pani w konkursie to rodzina nie mówiła – "po co Ci to?"
- Ja już startowałam w konkursie w 2014 roku. Potem wróciłam do Poznania, w międzyczasie zrobiłam duży projekt wystawę sztuki aborygeńskiej, która była niejako przełomowa. To był punkt kiedy ja wiedziałam, że tak chciałabym pracować, czyli duża grupa ludzi, która w projekcie była wyznaczona, to było kilkadziesiąt działań związanych z wystawą. Wtedy za namową koleżanek, stwierdziłam, że mogłabym raz jeszcze stanąć do konkursu. Byłam pierwsza, która wchodziła na przesłuchania a potem kupiłam sobie książkę i poszłam na wyspę młyńską aby odpocząć i poczekać na otwarcie wystawy w bwa prac Dobrzanieckiego, malarza z Wrocławia, którego znałam. Na tej wystawie już się dowiedziałam, że wygrałam.