Jarosław Jakubowski
Czy ocenia pan swoje pisarstwo, swoje dramaty, jako polityczne?
Jako człowiek, który wydał książkę pod tytułem „Generał i inne dramaty polityczne” nie mogę nie udawać, że moje dramaty, przynajmniej w tamtym okresie, polityki nie dotyczyły. Był to mój celowy zabieg, żeby powiedzmy, rozprawić się z paroma tematami z przeszłości, z paroma demonami z przeszłości, które nie dawały mi spokoju i, jak sądzę, nie dają spokoju do dzisiaj wielu Polakom. „Generał”, tytułowy dramat, dotyczył wiadomej postaci znanej z naszej historii, aczkolwiek jego nazwisko, jak wielokrotnie powtarzałem, w tekście się nie pojawia. Mogłaby to więc być inna postać. Zastanawiałem się, pisząc ten dramat, czy nie uciec zupełnie od polskich realiów i stworzyć rzeczy uniwersalnej. Myślę, że obecność odniesień do polskich realiów nie umniejsza jednak uniwersalizmu tego tekstu. Ten tekst mógłby powstać w każdym innym kraju post totalitarnym, na przykład w Hiszpanii, albo w innych krajach tak zwanej demokracji ludowej. Myślę że wielu Europejczyków, i nie tylko Europejczyków może się w tym tekście przejrzeć. I w tym sensie jest to dramat polityczny.
Polityka zawsze pojawiała się w teatrze. Szekspir napisał „Makbeta”, analizę władzy, w „Hamlecie” syn stworzył teatr w teatrze, by ujawnić polityczny występek, „Dziady” Mickiewicza oddziaływały na następną epokę, gdy Kazimierza Dejmka zdjęto ze sceny. Czy uważa pan za słuszne, takie bezpośrednie oddziaływanie polityczne teatru na bieżącą politykę, czy też teatr powinien zajmować się raczej jakąś metapolityką?
Myślę, że teatr powinien być przede wszystkim zrozumiały dla współczesnego człowieka. Nie powinien zamykać się, kostnieć, kamienieć w formie sprzed setek lat. Powinien iść jednak z duchem czasu. Może to nie brzmi zbyt dobrze, ale chodzi mi ściśle o formę teatru - teatr musi rozmawiać ze współczesnym człowiekiem, musi wyjaśniać mu pewne rzeczy, zadawać mu pewne pytania. Natomiast jestem przeciwnikiem udziału teatru w bieżącej walce politycznej, w bieżącym sporze politycznym, co obecnie daje się w wielu przypadkach zauważyć.
Daje się zauważyć dość jednostronnie. Publicystyka teatralna jest przeważnie lewicowa.
Jeżeli chcemy być uczciwi w tej rozmowie, a jesteśmy uczciwi, to musimy stwierdzić, że większość teatru publicznego w Polsce ma przechył lewicowy. Jednym to się może podobać, innym nie. Dla większości jest to pewnie rzecz obojętna, ponieważ większość społeczeństwa teatrem jako takim się nie interesuje. Natomiast ja, jako twórca tekstów dramatycznych, muszę powiedzieć, że taki stan rzeczy nie jest dobry dla teatru polskiego jako całości, ponieważ niedopuszczane są głosy inne, niż lewicowe, często skrajnie lewicowe, albo bardzo rzadko są dopuszczane do dyskursu publicznego. Tutaj muszę zauważyć, pozytywnie stwierdzić, że taką lukę wypełnia Teatr Telewizji, Teatr Polskiego Radia. Teatr mediów publicznych jest wielogłosowy: i z lekkim przechyłem pewnie lewicowym, i z przeciwnym, i bez przechyłu. Po prostu jest to teatr pluralistyczny. Czego, niestety, nie da się powiedzieć, o teatrach tradycyjnych, instytucjonalnych, o wielu teatrach. Nie mówię, że wszystkie teatry taką linię przyjęły. (...)
Kilka miesięcy temu, w teatrze w Toruniu, była wystawiona sztuka, która publicyzująco przedstawiała temat Radia Maryja. Pan też w jednej ze swoich sztuk sięgnął do tematu Radia Maryja, trochę od innej strony...
Radio Maryja jest bardzo ważnym elementem współczesności, naszego życia społecznego, życia religijnego, także życia politycznego. Trudno, żeby dramaturg żyjący w Polsce, obserwujący, to, co się dzieje, uczestniczący w życiu społecznym, nie brał tego medium pod uwagę. Dlatego ja, w moim dramacie pod tytułem „Dziura”, chciałem pokazać to pęknięcie społeczne, pomiędzy zwolennikami i powiedzmy, przeciwnikami Radia Maryja. Natomiast wracając do początkowego pytania, polityka jako taka jest bardzo pasjonującym tematem z podstawowego względu: ujawniają się w niej wszelkie możliwe ludzkie emocje, słabości, ale również ludzka siła, wspaniałość, podłość i tak dalej, czyli jest w niej wszystko, czego dramaturg potrzebuję do napisania dobrej sztuki.
W jednym z ostatnich numerów „Do rzeczy”, Tomasz Żak napisał, że nie tak łatwo jest wystawić dobrą sztukę, zwłaszcza jeśli nie mieści się ona w tym nurcie dominującym ostatnio. Doświadczył pan również tego?
Myślę, że wielokrotnie tego doświadczyłem. Swego czasu uczestniczyłem w warsztatach dramaturgiczny organizowanych pod Warszawą, w Konstancinie-Jeziornej. W jednej z rozmów usłyszałem: „ A, Jakubowski. Dobry dramaturg. Szkoda że prawicowy”. Nie rozumiem tego określenia „prawicowy dramaturg„. Prawicowy może być polityk, natomiast dramaturg jest po prostu dramaturgiem. Artysta jest po prostu artystą. Jego poglądy czasem biorą górę w tekstach, niekiedy nie biorą góry, ale nie są aż tak istotne w odbiorze twórczości. Nie powinny być tak istotne.
Gdzie jest ta granica, której dramaturg nie powinien przekraczać, jeśli chodzi o zaangażowanie polityczne?
Każdy tę granicę ustala sobie sam. Dla mnie taką granicą jest to, by nie uczestniczyć jako dramaturg w bieżącym sporze, w, nazwijmy to kolokwialnie, naparzance polsko -polskiej. Nie chcę w tym uczestniczyć. Wolę opisać zjawisko, wydarzenie z pewnym dystansem, co nie oznacza, że bez zaangażowania. Dystans oznacza namysł, spokojną refleksję. Tej spokojnej refleksji nam bardzo brakuje. Żyjemy w stanie podgorączkowym, a nawet gorączki. (...)