Prof. Janusz Golinowski
Michał Jędryka : Sondaże do Parlamentu Europejskiego w zasadzie wykazują niewielkie zmiany w trakcie kampanii wyborczej. Ostatni sondaż Estymator wskazuje, że gdyby wybory do PE odbyły się w połowie maja, Prawo i Sprawiedliwość mogłoby liczyć na 40,3 proc. głosów, Koalicja Europejska 38,5 proc. głosów, trzecie miejsce zajęłaby Wiosna Roberta Biedronia z 7,6 proc.. Próg wyborczy przekroczyłby jeszcze Kukiz' 15 z 5,1 proc. Panie profesorze, czy te sondaże są pana zdaniem wiarygodne, i czy można według nich prognozować wynik wyborów.
Prof. Janusz Golinowski : Jestem sceptyczny wobec sondaży. One pokazują pewien trend, który się utrzymuje, nie zmienia się. Czasami bywa tak, że sondaże z dwóch różnych agencji sondażowych wykluczają się, i to jednego dnia. Wyniki z jednej pracowni dają więcej Koalicji Europejskiej, z drugiej obecnej koalicji rządzącej. Dlatego ja bym się tak mocno nie przejmował procentowymi zmiennymi. Natomiast zwracam uwagę na dłuższy trend, i on jest porównywalny w przeciągu ostatniego tygodnia. Na porównywalnym poziomie z jednej strony mamy Koalicję Europejską, z drugiej koalicję rządzącą prawicową. Dalej są te mniejsze ugrupowania typu Wiosna, Kukiz' 15. Od czasu do czasu pojawia się także w sondażach liczenie Konfederacji. Myślę, że jest to efekt dość kontrowersyjnych spraw, które się ostatnio wokół Polski dzieją, np. jest temat podchwycony przez Konfederację: roszczenia żydowskie, które są kwestionowane przez Polskę. To daje paliwo Konfederacji, która chce być coraz bardziej widoczna. Co zauważa się jeszcze w dyskursie publicznym: z jednej strony, dość niewygodną partią jest Wiosna Roberta Biedronia dla Koalicji Europejskiej, z drugiej strony dla koalicji rządzącej niewygodna jest Konfederacja. W jednym i w drugim przypadku mamy do czynienia z odbieraniem głosów, stąd mam wrażenie, że główne dwa obozy radykalizują swoje nastawienie w ostatnich dniach przed wyborami.
Ale gdyby policzyć głosy z sondażów, uwzględniając procenty, które przypadają na Wiosnę i na Konfederację, czy nie jest czasem tak, że w Polsce głosy na lewice i prawicę rozkładają się po połowie?
W pewnym sensie tak, ale ja bym wskazał jednak na tę opcję prawicową, patrząc na to, co się dzieje na zewnątrz. Wizyty, z jednej strony Fransa Timmermansa, z drugiej strony zapowiadana w mediach wizyta Manfreda Webera z Europejskiej Partii Ludowej, wyraźnie wskazują na chęć poprawiania notowań partii liberalno - lewicowych. Nie wiem jaki to przyniesie skutek, niemniej, podziały są bardzo widoczne. Mnie zaskoczył wynik w Wielkiej Brytanii partii Brexit Nigela Farage'a. Okazuje się, że ta partia wygrywa w wyborach do Parlamentu Europejskiego, co świadczy o bardzo głębokim zamieszaniu w przeddzień wyborów do Parlamentu Europejskiego. Myślę że społeczeństwa europejskie, nie tylko polskie, dość mocno się pogubiły, dlatego też, stawianie jednoznacznych wyborczych typów jest nie do końca uprawnione. Na kilka dni przed wyborami obserwujemy po za tym działania na rzecz mobilizacji, bardzo emocjonalnej mobilizacji, a ona, jak wiadomo, będzie nawiązywała do wzrastającego radykalizmu, często sięgając po inwektywy. Społeczeństwo jest bardzo mocno spolaryzowane. Polska nie jest w tej materii odosobnionym przypadkiem.
Panie profesorze zwrócił pan uwagę na szerszy kontekst Europejski. Wielka Brytania - tam mamy Brexit. We Francji trwa protest żółtych kamizelek. Dosyć spokojnie jest jeszcze w Niemczech. Czy to wszystko zapowiada jakiś przełom w Europie?
Niewątpliwie tak. Społeczeństwo europejskie odrzuciły pewną narrację, która dotychczas obowiązywała. Pan Tusk przyjeżdża do Polski z pewnym przekazem, nie dostrzegając u siebie winy, pewnej postawy, która spowodowała, że kraje - mówię o Donaldzie Tusku, jako o szefie Rady Europejskiej - więc te kraje stanęły wobec perspektywy kontestowanie istniejącego status quo. Kiedyś już wspominałem, że Europa wyraźnie skręca w prawo. To widać w przypadku Włoch, Francji, Wielkiej Brytanii, która jest jedną nogą już poza Unią Europejską, co sygnalizuje konieczność rewolucji instytucjonalnych. Jest to moment, w którym rzeczywiście może wzrosnąć frekwencja. Bo na dobrą sprawę, oprócz takiego histerycznego wrzasku ze strony samych polityków, społeczeństwo, i myślę że politycy też, mają świadomość, że ta frekwencja nie będzie tak duża, jak to zwykle bywa w przypadku frekwencji do parlamentów narodowych, czy w wyborach prezydenckich. Ta frekwencja może się utrzymać na poziomie ponad 30 procent. Myślę tu o Polsce.