dr hab. Radosław Sojak
problem pedofilii, to znów przemocy w rodzinie, innym razem jakieś grupy
twierdzą że są dyskryminowane, to znów słyszymy o profanacjach i
bluźnierstwach? Czy to wszystko mieści się w granicach normalności? Czy
jesteśmy normalnym społeczeństwem? A może po prostu obraz medialny jest
zdeformowany? O tym rozmawialiśmy z dr. hab. Radosławem Sojakiem —
socjologiem z UMK w Toruniu.
Przeczytałem niedawno streszczenie pewnego artykułu naukowego, który zaczynał się tak: "W niniejszym artykule przedstawiono, jak bardzo poważnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa społecznego są patologie. Do najczęściej występujących patologii zagrażających naszemu społeczeństwu zaliczyć należy: alkoholizm, narkomanię, bezrobocie, przemoc i prostytucję." W debacie publicznej coraz częściej się pojawiają rozmaite patologie: a to problem pedofilii, to znów przemocy w rodzinie, innym razem jakieś grupy twierdzą, że są dyskryminowane, to znowu słyszymy o profanacjach, bluźnierstwach. Czy to wszystko mieści się w granicach normalności? Czy my jesteśmy normalnym społeczeństwem czy patologicznym?
To wszystko są normalne patologie, jeśli można tak powiedzieć. Problemy społeczne, które pan redaktor wymienił na początku, to są klasyczne problemy społeczne, które towarzyszą powstawaniu nauk społecznych właściwie od XIX wieku. W tej sprawie nic się nie zmieniło. W kontekście tego rodzaju zagadnień powinniśmy przede wszystkim rozmawiać o czymś, co można byłoby nazwać normą statystyczną. W każdym społeczeństwie jest bieda, w każdym społeczeństwie jest przestępczość, we wszystkich znanych nam w społeczeństwach jest uprawiana jakaś forma prostytucji. We wszystkich znanych nam społeczeństwach są różnego rodzaju formy uzależnień. Pytanie: jaki jest zasięg tego rodzaju problemów społecznych, jakie mają umiejscowienie, i jak bardzo wpływają na ogólny klimat społeczny. Jeśli chodzi o takie klasyczne problemy, o patologie społeczne, które zdefiniowano w XIX wieku to my się w ogólnych normach europejskich i światowych mieścimy. Pod pewnymi względami nawet jesteśmy bardzo wyjątkowi na plus. Przykładem są wskaźniki przestępczości w Polsce, które ostatnimi czasy drastycznie spadają - tak jest niezależnie od tego, jakie możemy mieć wrażenie po kontakcie z mediami.
Wynika z Pana wypowiedzi, że są jakieś nieklasyczne problemy społeczne, z którymi aż tak dobrze nie jest...
Wymienił pan redaktor także bluźnierstwa, profanacje, ale w tym momencie dotykamy zagadnienia zupełnie innego porządku, które w naukach społecznych zwykło się określać mianem wojen kulturowych. Termin ten ukuł James Hunter w latach osiemdziesiątych. Pozwolę sobie jednak dokończyć poprzedni wątek. Wśród tych klasycznych problemów jest jeden, na który warto zwrócić uwagę. O ile z przestępczością w Polsce jest coraz lepiej, wskaźniki spadają, o tyle notujemy absolutnie rekordowe poziomy spożycia alkoholu i to jest problem który zdaje się w naszym społeczeństwie raczej narasta. Alkohol odpowiada za ponad połowę przypadków przemocy w rodzinie. Mówię o tym dlatego, że o przemocy w rodzinie bardzo często ostatnio się mówi m.in. w kontekście wzorców kulturowych opartych na kulturze patriarchalnej. Odpowiadam wówczas, że jeśli ktoś chce walczyć z przemocą w rodzinie, to zanim się zabierze za patriarchat, niech najpierw weźmie się za alkohol. Wyeliminuje się połowę przypadków przemocy w rodzinie, których katalizatorem, tłem jest alkohol. Wtedy możemy się zastanowić, co dalej ewentualnie z tym fantem robić.
Nieklasyczne zagadnienia z zakresu nauk społecznych, wspomniane wojny kulturowe czy dyskryminacje, oparte są na nurcie uprawiania polityki, który po angielsku nazywa się identity politics, czyli polityka tożsamości. Nurt ten zakłada, a dodam, że to jest to w gruncie rzeczy dość niebezpieczny sposób myślenia, zakłada, że tożsamość grupowa czy przynależność do grupy, w sposób zdecydowanie większy determinuje to, kim człowiek jest, co myśli i jak działa, niż jego indywidualne decyzje i biografia. Na zachodzie jest to bardzo wyraźne, u nas dopiero zaczyna. Poszukuje się kolejnych grup poszkodowanych, pokrzywdzonych...
A jednocześnie kwestionuje się dawne przynależności: narodową czy religijną...
W standardowym dyskursie publicystycznym, zwłaszcza zachodnim, zakłada się, że są to przynależności grupowe odpowiedzialne za różnego rodzaju no niekorzystne zjawiska społeczne, takie jak na przykład ekscesy skrajnego nacjonalizmu, czy przemoc motywowana fundamentalizmem religijnym. W tym kontekście zachodnie media mainstreamowe wykonują pewną bardzo karkołomną operację. Jeśli już rozmawiamy o religijnym uzasadnieniu działań przemocowych, to powinniśmy rozmawiać o współczesnym islamie. A to się kłóci z pewnymi normami poprawności politycznej, które obowiązują. To jest jednak temat na osobna rozmowę.
Co na to socjologia?
Od lat 90. w naukach społecznych i socjologii panuje trend, pewne przekonanie, że badacz nie jest w stanie zdiagnozować jakiejś rzeczywistości społecznej, jeżeli nie będzie w nią w jakiś sposób zaangażowany. Sporo w tym racji, ale każda racja doprowadzona do ekstremum prowadzi do różnego rodzaju niekorzystnych zjawisk. Spora część nauk społecznych współcześnie jest naukami społecznie zaangażowanymi, może nie tyle politycznie, ile światopoglądowo. Dlatego do wyników badań socjologicznych należy podchodzić ostrożnie. Wiele takich badań dowodzi, że stan świata, zwłaszcza społeczeństw zachodnich, jest mniej dramatyczny, niż to się przedstawia, ale nie ulega wątpliwości, że obserwujemy, szczególnie w świecie zachodnim, narastanie podziałów, głównie światopoglądowych. (...)